Nasze pierwsze wymarzone rodzinne wakacje: ja, mój cudowny mąż i nasz synek. Wybraliśmy coś totalnie „naszego” — camping przy torze F1 w Belgii.
Szum drzew mieszał się z rykiem silników, a my, między kolejnymi emocjonującymi przejazdami, odkrywaliśmy uroki bycia rodziną i zmieniania pieluszek 🙂 Wózek bujał się łagodnie obok namiotu, a my łapaliśmy każdą chwilę — wspólny poranek przy kubku kawy, pierwsze uśmiechy malucha, dźwięki, zapachy, śmiech. Ponieważ w tle odbywały się wyścigi bolidów formuły jeden, my organizowaliśmy z innymi rodzicami swoją własną ligę wózków na parkingu, król mógł być tylko jeden Maxi Cosi. Śmiechu było co nie miara.
Było pięknie i maksymalnie cosy ;). I choć to tylko kilka dni, czuliśmy, jakbyśmy tworzyli własny, mały świat.