Nasze pierwsze wakacje wyobrażam sobie jako kwintesencję spokoju. Nie chodziłoby w nich o wejście na wysoką górę, zwiedzenie całego miasta czy pełen adrenaliny spływ kajakiem. Ciąża i czekający nas dopiero połóg na pewno będzie wielkim wyzwaniem (również dla naszego związku), więc potrzebowalibyśmy czasu i przestrzeni na to, by móc po prostu pobyć ze sobą we troje, mieć przestrzeń i czas na poznanie siebie bez niekończącej się listy obowiązków domowych i presji. Myślę, że nasze rodzinne wakacje byłyby nad jakąś spokojnym jeziorem, w pobliżu lasu lub gór, aby móc pooddychać czystym powietrzem, posłuchać trelu ptaków i zwyczajnie być. Tak, wiem, ciągle to powtarzam, ale to byłby trzon naszych wakacji – takie zatrzymanie się choć na moment i postaranie się o przypomnienie sobie, czemu jesteśmy razem i czego pragniemy (a niestety – jak podejrzewam – między pieluszkami, płaczem naszego Beniego, zajmowaniem się trojgiem kotków łatwo będzie o tym zapomnieć. A ja nie chcę o tym zapomnieć).